sobota, 18 sierpnia 2012

"Zamazana historia", rozdz. II

Ok, teraz wreszcie drugi rozdział mojej opowieści, zachęcam do czytania ;) czekajcie na resztę wydarzeń.




II

       Było już ciemniej, nie wiedziałam ile to mogło potrwać, ale długo się nie zastanawiałam. Podniosłam teczkę z ziemi i uciekłam przed siebie, nawet się nie oglądałam. Zrodziła się we mnie uciecha z tego, że mogę złapać świeżego powietrza, chociaż mimo biegu było mi coraz ciężej, w mej głowie i tak tkwiła niespełna radość. Nie zabraknęło też strachu i zwątpienia. Wiedziałam, że osoba, która chciała mnie zabić czyha gdzieś niedaleko i tylko węszy, by mnie znaleźć i dokonać nieudanego wcześniej czynu. Tak uciekając przez wąskie uliczki i te większe natrafiłam na ośrodek zdrowia. Był to budynek duży, z grubymi ścianami. Sięgał bowiem czasów I wojny światowej. Odremontowali go wewnątrz, lecz od strony zewnętrznej nadal wyglądał staro. Był szary jak inne budynki, ale on miał jeszcze szpiczaste zakończenia. Postanowiłam się tam ukryć. Otworzyłam drzwi i ukazało mi się pomieszczenie, zwyczajne, jak w przychodni, tyle, że było tam popielato. Światła delikatnie tylko oświetlały spore pomieszczenie. Przez okna jasne promienie księżyca wkraczały powoli i mozolnie do lokum. Wyglądało to wszystko strasznie a zarazem przytulnie. Ośrodek zdrowia kojarzył mi się z dobrym miejscem, tam są lekarze i siostry pielęgniarki. Nic złego nie mogło mi się w tym miejscu wydarzyć. Zadecydowałam na wszelki wypadek zagłębić się w budynek i nie stać przy drzwiach. Zgodnie z postanowieniem oddaliłam się od drzwi wejściowych, które teraz wyglądały jeszcze masywniej. Przechadzałam się pomieszczeniami, w niektórych z nich mrok przysłaniał mi oczy i szłam wolniej. Usłyszałam jakiś dźwięk z oddali. To drzwi! Pomyślałam i wpadłam w panikę. To on! Nie chcąc dalej wsłuchiwać się w jakieś dźwięki i swoje paniczne myśli poszłam dalej z większą ostrożnością. Wchodząc do kolejnych pokoi modliłam się tylko żeby go tam nie zastać. On również jest w tym budynku, wiedziałam o tym, to intuicja. Bo kto mógłby o tej porze przychodzić do ośrodka? Weszłam do pokoju i było w nim trochę jaśniej niż w poprzednich. Na stoliku stała lampka, która się jarzyła, dawała oświetlenie temu miejscu. Schowałam się za komodą. Wsłuchiwałam się we własne bicie serca. Wytężyłam słuch i nasłuchiwałam obcych dźwięków. Jest! Dochodzi od strony drzwi. To musi być on. Bałam się okropnie, w całym budynku była cisza, a ja słyszałam te kroki, te bicie serca, oddech…