Jeszcze jedynie się zastanawiam czy nie zaprojektować własnej okładki.
I
Szłam uliczką wzdłuż Domu Kultury i Nauki.
Ściemniało się, a budynki były całe szare, nawet nie dało się dostrzec w nich
odrobiny kolorów, żadnych świateł. Stąpałam po kostce brukowanej a powietrze
było ciepłe. Nagle zauważyłam, że ktoś idzie z dołu, to był mój znajomy
Sebastian z równorzędnej klasy. Był wyższy ode mnie, mierzył około 180 cm , był blondynem krótko
ściętym. Również w jego sylwetce tkwiła ponętność. Miał na sobie krótką
koszulkę i długie spodnie, nie przyglądałam się nazbyt jego ubraniu. Wkrótce
przywitał się ze mną:
-Cześć.- Powiedział normalnym
tonem.
-Hej.- Odpowiedziałam.
Przyglądaliśmy się sobie w niepewności,
lecz niedługo tę chwilę przerwała osoba, która nadeszła zza rogu od góry. To
Dominika, widziałam ją mimo tego, że szarówka zawisła w powietrzu. Miała na
sobie ładną krótką sukienkę, która pod biustem była związywana kokardą z tyłu,
z czym uwydatniała jej ładne ciało. Na dole się rozszerzała, a była kolorów
czarnych i beżowych. Widziałam również, że ubrała buty na obcasie, w ręku
trzymała jakąś teczkę. W jej twarzy nie dostrzegłam żadnych emocji. Rzuciła mi
teczkę i krzyknęła:
-Wirga, łap. Nie pozwól żeby
Seba ją miał!
Nie wiedziałam o co chodzi, co się
dzieje. Na ziemi porozsypywane były jakieś papiery, widziałam ich biel w
półmroku. Wszystko działo się tak szybko, ale ocknęłam się i wiedziałam, że to
poważna sprawa, nie wiem skąd, ale wiedziałam. Odwróciłam się w stronę nadal
stojącego Sebastiana, poczym szybko zwróciłam wzrok ku Dominice. Moje serce
biło mocniej i szybciej niż zwykle.
-Uciekaj, no dlaczego tak
stoisz?!- Krzyczałam.
Wtedy Sebastian skoczył ku mnie ze zwinnością
a zarazem z ciężarem ogromnym. Jego ręce spoczęły mocno na mojej szyi. Nie
mogłam złapać oddechu, dusił mnie. Jego nadgarstki zaciskały się jeszcze
mocniej, patrzałam przed siebie i tarmosiłam się w jego uścisku. Chciałam się
uwolnić, przed oczyma miałam wizję siebie martwej. Zainicjowało to we mnie
większą desperację. Do mych płuc nie docierał tlen. Walka o przeżycie wzmocniła
się a wtedy cudem udało mi się wydostać z jego rąk.
II
Było już
ciemniej, nie wiedziałam ile to mogło potrwać, ale długo się nie zastanawiałam.
Podniosłam teczkę z ziemi i uciekłam przed siebie, nawet się nie oglądałam.
Zrodziła się we mnie uciecha z tego, że mogę złapać świeżego powietrza, chociaż
mimo biegu było mi coraz ciężej, w mej głowie i tak tkwiła niespełna radość.
Nie zabraknęło też strachu i zwątpienia. Wiedziałam, że osoba, która chciała
mnie zabić czyha gdzieś niedaleko i tylko węszy, by mnie znaleźć i dokonać
nieudanego wcześniej czynu. Tak uciekając przez wąskie uliczki i te większe
natrafiłam na ośrodek zdrowia. Był to budynek duży, z grubymi ścianami. Sięgał
bowiem czasów I wojny światowej. Odremontowali go wewnątrz, lecz od strony
zewnętrznej nadal wyglądał staro. Był szary jak inne budynki, ale on miał
jeszcze szpiczaste zakończenia. Postanowiłam się tam ukryć. Otworzyłam drzwi i
ukazało mi się pomieszczenie, zwyczajne, jak w przychodni, tyle, że było tam
popielato. Światła delikatnie tylko oświetlały spore pomieszczenie. Przez okna
jasne promienie księżyca wkraczały powoli i mozolnie do lokum. Wyglądało to
wszystko strasznie a zarazem przytulnie. Ośrodek zdrowia kojarzył mi się z
dobrym miejscem, tam są lekarze i siostry pielęgniarki. Nic złego nie mogło mi
się w tym miejscu wydarzyć. Zadecydowałam na wszelki wypadek zagłębić się w
budynek i nie stać przy drzwiach. Zgodnie z postanowieniem oddaliłam się od
drzwi wejściowych, które teraz wyglądały jeszcze masywniej. Przechadzałam się
pomieszczeniami, w niektórych z nich mrok przysłaniał mi oczy i szłam wolniej.
Usłyszałam jakiś dźwięk z oddali. To drzwi! Pomyślałam i wpadłam w panikę. To
on! Nie chcąc dalej wsłuchiwać się w jakieś dźwięki i swoje paniczne myśli
poszłam dalej z większą ostrożnością. Wchodząc do kolejnych pokoi modliłam się
tylko żeby go tam nie zastać. On również jest w tym budynku, wiedziałam o tym,
to intuicja. Bo kto mógłby o tej porze przychodzić do ośrodka? Weszłam do
pokoju i było w nim trochę jaśniej niż w poprzednich. Na stoliku stała lampka,
która się jarzyła, dawała oświetlenie temu miejscu. Schowałam się za komodą.
Wsłuchiwałam się we własne bicie serca. Wytężyłam słuch i nasłuchiwałam obcych
dźwięków. Jest! Dochodzi od strony drzwi. To musi być on. Bałam się okropnie, w
całym budynku była cisza, a ja słyszałam te kroki, te bicie serca, oddech…
III
Drzwi się pomału otworzyły, przygotowałam się do
spotkania z nim. Jeszcze trochę i go zobaczę. Jest, ale kurwa, co jest? To nie
on. Uspokoiłam się, ale tak naprawdę wierzyłam, że spotkam go, mojego
niedoszłego zabójcę. W głębi nastąpiła ulga, czułam ją w mięśniach, rozluźniły
się. Nieznajoma osoba weszła bliżej i spostrzegłam, że to moja młodsza siostra,
ona również zobaczyła, że siedzę za komodą. Była na leczeniu skóry, a
mianowicie skazy białkowej i nie dziwiło mnie to nazbyt, że ją tu spotkałam.
Zaczęła normalnym tonem głosu:
-Co Ty tu robisz?- Z wyraźną
niechęcią i złością.
-Ciszej bądź.- Krzyknęłabym,
ale nie mogłam, on mógł mnie usłyszeć.
-Po co? Co tu robisz?-
Odwarknęła.
-No cicho bądź. Jest tu
osoba, która chce mnie zabić.- Syknęłam.
Siostra najwyraźniej myśląc,
że robię sobie z niej żarty odeszła nic nie mówiąc.
-No ładnie.- Pomyślałam. –Co,
teraz to ja jestem wariatką, chowającą się w ośrodku zdrowia!?- Myślałam tak
chwilę, lecz doszłam do wniosku, że muszę się wynieść z tego pomieszczenia.
Poszłam dalej. Przez kolejne drzwi. To sala dla dzieci, leżały tam mniej więcej
w wieku 7-12 lat. Przy jednym łóżku siedziała matka zapatrzona w swoje dziecko.
Nawet nie spostrzegła, że ktoś otworzył drzwi. Zamknęłam je po cichu i udałam
się do następnych. Pusto. Idę dalej, napotkałam uchylone drzwi, było za nimi
jaśniej, najwyraźniej paliło się tam światło. Powoli je odepchnęłam ręką i
zobaczyłam siostrą położną. W popłochu na wytłumaczenie, że tu jestem
powiedziałam:
-Szukam oddziału dla dzieci.
Źle się czuję.
-Chodź za mną.- Odpowiedziała
cichym, lecz łagodnym tonem.
Gdy odeszła z miejsca, w
którym stała zobaczyłam mężczyznę, był to policjant? Tak, raczej tak. Nie
przyglądnęłam mu się dokładnie, bo musiałam iść za pielęgniarką. –Co tu do
cholery robi policjant?- Pytałam się w myślach. Całą drogę zastanawiałam się
nad wszystkim. W końcu dotarliśmy do pokoju, w którym mięli mnie zbadać, ale o
dziwo, że nie rano. Wchodząc zobaczyłam policjanta siedzącego przy stoliku a
przy nim… O nie! To niemożliwe. Po tym chytrym uśmiechu wiedziałam, że mój były
dh drużynowy jest zamieszany w dokonanie mojego morderstwa. Wiedziałam, że on
też chce mnie zabić. Był brunetem z lekko dłuższymi włosami. Nie zgolił się,
miał zarost, tak często jest, chyba nie miał czasu. –No tak, przecież planował jakby
to mnie wykluczyć!- Myślałam. Miał polar i długie czarne spodnie. –Co tu jest
grane?!- Krzyczałam w myślach.
Zachowałam jednak spokój. Pielęgniarka wskazała mi miejsce naprzeciwko
mężczyzn. Usiadłam i wpatrywałam się w druha. Był jednak w miarę pociągający,
miał niecałe 23 lata. Zrobił zdziwioną minę na mój widok, czyż tak źle
wyglądałam? Podniósł rękę, nie wiedziałam, co chciał zrobić. Skierował ją w
moją stronę. Zaśmiał się delikatnie i powiedział:
-Daj.
IV
Już wiedziałam, że chce sprawdzić moje
czoło w poszukiwaniu podwyższonej temperatury. Zgodziłam się. Przyłożył
subtelnie dłoń na moim czole. Chwilę tak trwaliśmy i w końcu odsunął rękę.
Powiedział, że mam podwyższoną temperaturę, ale nie umiał wskazać o ile.
Dlaczego był taki troskliwy? Pewnie chciał zatuszować i omylić policjanta,
wyglądając na miłego, troskliwego mężczyznę. Sama sobie odpowiedziałam na
pytanie. Jednak jego zachowanie było miłe. Salowa podała mi termometr. Skorzystałam
z niego. Długo nie trwało i termometr zapikał. Wyjęłam go z ust i podałam
pielęgniarce. Ona powiedziała, że mam temperaturę 38,2.
Chciałam jeszcze powiedzieć, że boli mnie
głowa, ale powstrzymałam się. Spoglądnęłam na policjanta, miał on dziwną minę,
jakby wszystko wiedział. Zobaczył, że mam schowany nóż. Właśnie, nóż! Przecież
mam nóż.
-Po co Ci ta rzecz?- Spytał
bardzo łagodnym głosem wskazując wzrokiem na owy przedmiot.
Nic nie odpowiedziałam, nie
wiedziałam, co. Chwila ciszy, aż w końcu coś wyjęknęłam.
-Do obrony.
-Do obrony?- Zdziwił się,
lecz był spokojny.
-Tak, ktoś chciał mnie
zabić.- Wydusiłam to z siebie. Byłam spokojna a jednocześnie nie. Siedziałam z
osobą, która czyni dobro i zwalcza przestępczość, a z drugiej strony byłam w
obecności również osoby, która pragnęła mej śmierci. Co tu myśleć? Czyż nie
najrozsądniej byłoby w takiej sytuacji oszaleć?
V
Nie wiedziałam, co miałam w teczce, którą nosiłam przy
sobie cały czas od tamtej chwili. Ale nie zaglądałam do niej, policjanci
„odziedziczyli” ją po mnie. Dowiedzieli się kilku cennych informacji. Działali
w tej sprawie. Byłam z tego zadowolona.
Padał deszcz, staliśmy koło radiowozu.
Chmury roztaczały się po całym niebie, znowu robiło się ciemno. Było spokojnie
a razem wyczuć można było napiętą atmosferę. Widziałam z oddala jeszcze jeden
radiowóz i kilku policjantów. Deszcz w niczym im nie przeszkadzał. W porównaniu
do prawdziwych zbrodniarzy był zerem. W powietrzu unosiły się smugi deszczu, na
ulicach robiło się coraz więcej wody, ale spływała ona do kanałów. Byłam
przemoknięta, ale nie weszłam do radiowozu. Chciałam wiedzieć, co się dzieje.
Wokół mnie były budynki, a my staliśmy na ulicy. Po prawej stronie była inna
aleja. Rosły tu też gdzieniegdzie pojedyncze drzewa. Rozpościerały się na kilka
metrów w szerz. Nie było tu brzydko. Niedaleko jak sobie przypominam stał
kościół.
Wracając do dh, puścili go wolno, pewnie
go będą obserwować. Ja czułam się spokojnie w towarzystwie otaczających mnie
policjantów, nie czułam się zagrożona.
-On chce się z nią spotkać.-
Usłyszałam jakąś rozmowę.
-Nie możemy pozwolić. Nie
wiadomo, co szykuje.- Opowiedział drugi głos.
-Jest spokojny, nie wydaje
się na kogoś kto mógłby nam zagrażać. Zresztą musimy stwarzać pozory, że
wszystko jest dobrze. Ona się z nim spotka a my będziemy ich ciągle obserwować.-
Przekonywał pierwszy głos.
-No dobrze. Masz rację, ale
wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Nie możemy sobie pozwolić na błąd.
To nie są pieniądze, to jest życie, pamiętaj.
-W razie czego dziewczyna
założy kamizelkę kuloodporną. Jesteśmy perfekcjonalistami, nic się złego nie
wydarzy.- Ostatnie zdanie powiedział inaczej, pogrubiając swój głos i wytężając
dźwięki.
-Dobry wieczór.- Włączył się
trzeci głos.
-Dobry wieczór.- Odpowiedział
drugi.
-Co Ty tu robisz?!- Z
wyrzutami prosto do przybyłej osoby. W głosie czuć było bez wątpienia niechęć.
-Chcę wam pomóc. Mam kilka
wskazówek dotyczących sprawy.
-Nie jest nam potrzeba Twoja
pomoc.
-Przestań.- Wtrąca się drugi
głos. Dwie osoby odchodzą na chwilę, pozostawiając przybyłą osobę z tyłu.
-Co Ty robisz!?- Zamierza się
na umoralnianie pierwszy policjant.
-Potrzebna będzie nam pomoc.
-Nie, poradzimy sobie sami,
mamy wystarczająco dobrych ludzi.
-Ona ma informacje, zresztą
nie zapominaj, że pracuje w tym zawodzie dłużej niż Ty.
Nastąpiła chwila ciszy.
-Dobrze, więc powiedz jej, że
zgadzamy się na współpracę.
Stałam koło wozu, gdy rozmowa
się odbywała. Słyszałam całą, co do szczegółów. Nie byłam pewna kim była ta
kobieta, ale wydaje się mądra. Myślę, że była to pani detektyw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz