Kolejny wpis, ale tym razem o miłości małżeńskiej w formie opowiadania-wypracowania. Pisałam to na polski, ale tak dzieje się na prawdę na świecie. Długie trochę, ale mam nadzieję, że nie zniechęci was to. Jak przeczytacie będziecie mogli się wypowiedzieć i zaprzeczyć mojemu zdaniu lub też je potwierdzić ;) zachęcam. A mówię, czyta się szybko.
Miłej lektury :)
"Bezgraniczna miłość małżeńska"
Mam mały zbiorek różnych wypracowań oraz wierszy. Są o różnej tematyce,
różniej długości oraz klimacie. Każdy ma swoje jakieś fascynacje i
zainteresowania. Ja piszę, bo lubię. Wiersze to taka odskocznia od świata, od
tego życia, które nie zawsze jest „fair”. Przelewam na kartkę swoje emocje,
uczucia, których czasem nie potrafię wyrazić uczynkami, niektórych nie powinno
się wcale ukazywać. Złość, gniew, miłość, smutek znajdują się w mych wierszach.
Przywiązujemy się do różnych rzeczy, przedmiotów, do ludzi zaś, pewnie każdy to
potwierdzi- najbardziej. Człowiek to istota, która żyje, odczuwa wszystko, ma
pragnienia, marzenia, do których spełnienia dąży. To, co chciałabym Wam
przedstawić, to wydarzenie, które zapewne w niejednej osobie utkwiło głęboko. Z
początku nawet nie myślałam, że uwiecznię to na papierze czy na jakiejkolwiek
innej formie zapisu. Opisałam to po jakimś czasie, gdy przemyślałam wszystko,
co się naprawdę wydarzyło.
Kiedyś,
gdy byłam jeszcze młodsza mieszkałam w niewielkim miasteczku, w prawdzie można
nazwać to wsią. Okolica była ładna, rosło dużo drzew. Pamiętam, że wiosną było
najpiękniej. Wszystko zieleniało, budziło się po zimie. Kwiaty pięknie kwitły.
Spokoju nigdy nie brakowało a zgiełk nie miał miejsca w ogóle. Topniał śnieg, ptaki zaczynały wesoło śpiewać. Słońce
zaczynało mocniej przygrzewać, na dworze robiło się cieplej, a dni zaczynały się
wydłużać. Codziennie było widać jak trawa się zieleniła, a na drzewach rozwijały
się liście. Rolnicy w tym czasie rozpoczynali już pierwsze prace wiosenne.
Podczas wiosny często chodziłam
na spacery. Każdy miał dużą chęć by pospacerować na świeżym powietrzu i
poobserwować przyrodę. Codziennie rano chodziłam z psem na dwór i
przypatrywałam się, co nieco, młodemu małżeństwu, które mieszkało obok. Każdego
ranka w wiosnę jedli na tarasie śniadanie. Zawsze byli uśmiechnięci. Po
śniadaniu każdy zajmował się swoimi obowiązkami. Młoda kobieta szła do pracy a
z zawodu była naczelną poczty. Jej mąż zaś pracował jako strażak. Bywały
przypadki, że nie zjadł śniadania, gdyż alarm się włączył i musiał szybko
jechać na miejsce pożaru. Żona bała się o niego podczas każdego wezwania,
modliła się o to by wrócił z „akcji” cały i zdrowy. Kobieta kończyła pracę o 16
i wracała do domu autobusem. Oboje byli bardzo mili. Podczas wiosny wyjeżdżali
na różne wycieczki, lecz nie dłuższe niż trzy dni. Podróżowali tylko wtedy, gdy
mięli oboje urlop, a nie zdarzało się to często, gdyż mężczyzna jako strażak
nie mógł prosić w każdej chwili o wolne. Pan wychodził z kolegami na miasto a
kobieta umawiała się z koleżankami na spacer, pogawędki itp. Spotykali się ze
znajomymi. Czasem organizowali różne przyjęcia, które trwały do późnej nocy,
lecz nikomu to raczej nie przeszkadzało, gdyż mieszkali oni w domku
jednorodzinnym i starali się zachowywać cicho i odpowiednio. Na ogół mieszkali
spokojnie, chociaż od czasu do czasu lubili się rozerwać i pobawić. Młode
małżeństwo, więc nie było się, co im dziwić. Sąsiedzi nie skarżyli się na nich
i lubili ich. Ja także polubiłam młodych sąsiadów.
Podczas lata w wakacje, przeważnie
bywałam w domu także też wiedziałam jak żyją w czasie cieplutkiego lata.
Jak zawsze kobieta wychodziła
rano do pracy, zdarzało się, że wracała wcześniej bo na poczcie nie było bardzo
dużo pracy. Starali się oboje wziąć urlop, gdyż miło było wyjechać gdzieś na
wakacje, lecz nie zawsze udawało się ze sprawą urlopu. Jak kobieta dostała
wolne to mężczyzna nie i na odwrót. Podczas, gdy wszystko było kolorowe, słońce
świeciło promieniami, które napełniały człowieka pozytywną energią. Kiedy lasy
były zielone a łąki pełne złotych kłosów. Kiedy niebo robiło się bezchmurne i
każdy czuł się beztrosko. Tak jakby nie było żadnych problemów. Młode
małżeństwo chodziło na spacery. Odwiedzali również pobliskie jezioro. I ja tam
bywałam często. W upalne dni zawsze fajnie było się zanurzyć w chłodnej wodzie
i poopalać na słońcu. Czasami też porozmawiałam z panią, pośmiałyśmy się, było
wesoło. Miała też czas by ze mną jeździć od czasu do czasu za zakupy by pomóc
mi wybrać ubrania. W lato zapraszali nas na obiad. Przyjemnie się jadło na
świeżym powietrzu, pośród róż, które wiły się wokół ogrodzenia tarasu.
Gdy nadeszła jesień, owocująca
w barwne liście i kasztany. Kiedy można było zaobserwować jak ptaki odlatywały
do ciepłych krajów, a zwierzęta gromadziły zapasy. Liście na drzewach
przybierały pięknych kolorów. Woda w stawach, jeziorach i w rzekach nabierała
szarego koloru. Dni robiły się coraz krótsze, bardzo często deszczowe lub
pochmurne, pan zemdlał. Kobieta się zmartwiła, zaczęła go oklepywać po twarzy.
Po jakimś czasie mężczyzna ocknął się, a żona go uściskała. Wytłumaczył jej, że
to pewnie zmęczenie, lub nawdychał się zbyt dużo dymu. Uspokoił kobietę i przez
pewien okres czasu nic się nie działo niepokojącego. Mężczyzna nie mdlał, nie
czuł się słabo, lecz po kilku tygodniach działo się z nim coś niedobrego.
Wymiotował, lecz w ukryciu przez swą żoną. Miał kłopoty z oddychaniem, lecz
tłumaczył, że to pewnie uczulenie na kurz i pyłki kwiatów. Krwawił czasem z
nosa i miewał zawroty głowy. Zdarzało mu się, że podczas czytania gazety nagle
zemdlał. Wszystko to starał się ukrywać przed panią i najwidoczniej udawało mu
się to.
Widziałam ich jak chodzili
po dworze. Gdy wszyscy uciekali do domów, kiedy zaczął padać deszcz, oni
zostawali, nie przejmowali się. Bawili się jak dzieci, byli tacy w sobie
zakochani. Miło było patrzeć na taką idealną parę.
Pewnego
dnia, gdy nie padał deszcz siedziałam przed laptopem. Z domu sąsiadów zaczął
się ulatniać dym, nie wiedziałam, o co chodzi. Myślałam, że może pani
przypaliła jakąś pieczeń, lecz dym był coraz większy. Poszłam po mamę i powiedziałam,
co się dzieje w domku na przeciwko. Mama podeszła ze mną do okna, a na zewnątrz
nikt się nie pojawiał. Zadzwoniłyśmy na straż pożarną. Z domku nadal nikt nie
wychodził. Zaniepokoiłyśmy się, gdy nagle zobaczyłyśmy, że w stronę domu
biegnie pan, ubrany jeszcze w strój strażacki. Zaskoczone byłyśmy, gdyż straż
nie mogła tak szybko przyjechać, domyśliłyśmy się, że mężczyzna właśnie wracał
z pracy. Wszedł do pomieszczenia, z którego wydobywał się szary i gęsty dym.
Przez jakiś czas nikt się nie pojawiał, pan nie wychodził z budynku. Wtedy
przekonałam się, że nie jest to błaha sytuacja. Razem z mamą nie wiedziałyśmy,
co zrobić. Stałyśmy w bezruchu mając nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Po
kilku minutach mogłyśmy odetchnąć z ulgą, gdy pan trzymając na rękach
nieprzytomną panią wyszedł z budynku. Położył ją na ziemię i próbował
doprowadzić panią do przytomności. Podczas tego wszystkiego zjawiła się już
straż i weszła do budynku by stłumić dym i ugasić ogień. Gdy „akcja” się
toczyła pan nagle stracił przytomność i oboje leżeli nieprzytomni.
Rok później… pani od tamtej
pory sama chodziła na spacery, nie spotykała się tak często z przyjaciółmi,
prawie w ogóle. W zimę, gdy na dworze było mroźno, w domu przy kominku
można było patrzeć godzinami w okno na lecące i delikatnie spadające płatki
śniegu. Rzeki były śliczne, zostały pokryte grubą warstwą lodu i śniegu. Drzewa
pokryła biała kołderka a na śniegu było widać ślady różnych zwierząt, kobieta całkiem
posmutniała, tak jakby straciła chęć do życia. Zmarniała, nie malowała się już
w ogóle. Była sama, nawet nie przychodziła już do nas w odwiedziny oraz nie
zapraszała nikogo. Izolowała się, lecz czasem, gdy widywaliśmy ją w sklepie
uśmiechała się. Wydawało mi się, że to tylko dla pozoru był ten uśmiech, żeby
nie zwrócić na siebie uwagi, lecz każdy wiedział, że pani była w „dołku”. Przez
dłuższy czas nikt nie widywał kobiety. Zaniepokoiłam się i poszłam odwiedzić
panią. Zapukałam, ale nikt nie otworzył. Za chwilę zadzwoniłam do drzwi, nadal
czekałam, lecz nikt nie otwierał. Chwyciłam klamkę i drzwi się otworzyły.
Weszłam do środka, w pomieszczeniu jakoś dziwnie śmierdziało, spytałam czy ktoś
jest w środku. Nikt nie odpowiedział. Powoli szłam dalej, weszłam do jednego
pokoju i zobaczyłam tylko meble, talerz niezmyty na stoliku, a okna były
zasłonięte, lecz nikogo nie było, pokój był pusty. Szłam przedpokojem,
zajrzałam do drugiego pokoju, lecz nadal pusto. Nie wiedziałam, co się stało,
że brak wszelkiego życia. Lekko stąpałam po dywaniku prowadzącym do sypialni
małżeństwa. Drzwi były lekko uchylone a nieprzyjemny zapach był coraz
mocniejszy. Delikatnie otworzyłam drzwi a mym oczom ukazał się „trup”. Serce
nagle zaczęło mi łomotać. To była pani. Wisiała na sznurze, który oplatał jej
szyję. Widok był drastyczny. Jej twarz wyglądała jak lico upiora. Włosy lekko
leciały jej na czoło. Kolor skóry był blady i siny. Twarz była koścista, tak
samo jak i całe ciało. Z nosa wychodziły małe, białe larwy, jak i również z
różnych części ciała. Ciało zaczynało gnić, dlatego ulatniał się taki ostry
smród. Kobieta była ubrana w białą do kolan jakby sukienkę, lecz była to bardzo
prosta sukienka, bez żadnych ozdób. Cała wyglądała jak duch, lub zjawa z
horrorów. Był to dla mnie koszmar, horror w rzeczywistości. Spanikowałam i
szybko wybiegłam z krzykiem i płaczem. Pobiegłam do domu i nie wiedziałam, co
zrobić, lecz mama spytała, o co chodzi. Byłam w szoku…
Po paru
miesiącach ludzie, którzy zajmowali się tą sprawą, powiedzieli najbliższym
sąsiadom, czyli nam, dlaczego to wszystko się tak potoczyło. Okazało się, że
śmierć pana nie nastąpiłaby gdyby nie poszedł w tamten jesienny dzień do
zadymionego domu po swoją żonę. Okłamywał ją cały czas dla jej dobra. Nie
powiedział swojej żonie o chorobie. Nie chciał, by się martwiła o jego zdrowie.
Przez cały czas nie wiedziała o niej. Był bardzo chory, lecz mógł żyć, lecz bez
większych wysiłków. Nie mógł wdychać dużo dymu, gdyż praca strażaka uszkodziła
mu płuca. Wchodząc do tamtego domu wiedział, że umrze, poświęcił się dla swojej
ukochanej. Jego miłość do niej była bezgraniczna. Kobieta wtedy usnęła i
zapomniała wyłączyć żelazka i podpaliło się prześcieradło i inne rzeczy
znajdujące się w pobliżu. Uratował ją za cenę własnego życia. Mógł żyć, lecz za
bardzo kochał żonę, by pozwolić jej umrzeć. Poświęcił się, zachował się bardzo
honorowo i mężnie. Postąpił tak jak kazało mu serce. Mężczyzna pozostawił parę
dni przed tą sytuacją list, adresowany do pani, który ona dopiero odnalazła
tamtego dnia, tego przykrego i drastycznego dnia, którego popełniła
samobójstwo. Zbyt dużo bólu i przykrości było w jej sercu. Nie mogła już żyć
bez swojego ukochanego…
Po kilku miesiącach, nawet już kilka dni po tym wydarzeniu brakowało nam
tej wspaniałej pary. Zadawaliśmy tylko sobie pytania, czemu oni? Czemu nie
żyją? Dlaczego Bóg tak chciał?! Trudno było w to uwierzyć, że tak pozytywna
osoba mogła zrobić taką rzecz. Było to bardzo przykre. Czemu na świecie dzieją
się takie sytuacje? Gdy nie było już małżeństwa zrobiło się pusto, pozostał
tylko opustoszały dom. Jeszcze większa cisza i spokój nastał. Nie miałam, z kim
jeździć na zakupy, brakowało mi czasem rozmowy z panią, która mnie tak
rozumiała. Uważałam ją za przyjaciółkę. Pana też bardzo lubiłam, miał poczucie
humoru i potrafił mnie zawsze pocieszyć, gdy byłam smutna. Teraz ich brakuje,
chociaż nie byli naszą rodziną, czułam, że do niej należeli. Nic po nich nie
pozostało, jedynie wspomnienie.
Wydarzenie, które opisałam, a poniekąd życie pewnej
pary małżonków, świadczy o tym, że miłość bezgraniczna, bardzo silna, bez
względu na wszystko istnieje na świecie. Zdarza się rzadko, lecz występuje. To
naprawdę wielki szacunek dla ludzi, którzy oddaliby życie za drugą osobę.
Miłość małżeńska czy miłość między rodzicami i dziećmi i rodziną są bardzo
ważne. Bez niej świat poniekąd nie miałby sensu, gdyż dla wielu ludzi właśnie
sensem życia jest miłość, lecz trzeba ją pielęgnować. Chciałabym również ukazać
wam mój wiersz, który częściowo nawiązuje do tematu wypracowania.
„Z miłości”
Krzyczę!
Na popielatych
ścianach krew rozmazana,
choć oczy patrzeć nie
chcą, widzą.
Leżysz tam sam w
rubinowej mazi,
z ramion Twych tryska
gorąca ciecz,
wampirze pragnienia zaspakajająca.
Z oczu łzy płyną,
mieszają się ze
stygnącą powoli czerwienią.
Dłonie zimne i
marmurowe.
Klęczę…
na mych dłoniach krew
Twa,
coraz więcej jej…
Ciało bezkrwiste,
nieruchome.
W tej chwili
zrozumiałam…
Chwytam nóż,
lekki zamach,
krew…
nie ta sama kapie z
dłoni mych.
I tenże ból…
nie ten sam,
nie równy przeżyciom Twym.
Podłoga cała w
ludzkiej,
krwawej farbie,
my leżymy martwi
pozbawieni życia
a ona wciąż krzepnie…
po dziś dzień i nikt
o tym nie wie.
Wiersz ukazuje miłość jednej osoby do drugiej. Być może to
miłość „trująca”, gdyż była nieodwzajemniona na pierwszy rzut oka i z tego
powodu osoba w wierszu popełniła samobójstwo. Dziewczyna, w której się zakochał
chłopak również poszła w jego ślad i postanowiła zrobić to samo i także też to
uczyniła. Ludzie ze słabą psychiką decydują się na ten drastyczny krok. Nie
wiedzą, że pokochają inną osobę i, że ułoży im się z kimś innym. Myślami są
tylko przy jednej osobie.
Miłość małżeńska jest ważna, lecz dużo małżeństw się
rozwodzi. A co zakochani sobie przyrzekają przed ołtarzem? Nie dotrzymują tego,
nie są sobie wierni, nie są ze sobą w chorobie ani do śmierci. Takie małżeństwa
jak w powyższym tekście się zdarzają bardzo, a to bardzo rzadko. Trzymajmy
kciuki, za małżeństwa by były przykładem dla innych, by były wyjątkowe jak w
tym poście.
Wierzycie w miłość bezgraniczną?
Może trwacie w takiej? :)